Nie doceniane „dzieci” kulinarnej blogosfery…

Coraz częściej spotykam się ze stwierdzeniem, że blogerzy kulinarni nie są szanowani w sposób im należyty. I gdyby tak porównywać korzyści (przepraszam jeśli urażę kogoś tym słowem, ale pisząc bloga od ponad 5 lat, oprócz hobby w prowadzeniu bloga, chętnie też czerpię korzyści jakie mi ten blog daje) jakie uzyskują blogi o innej tematyce, to niestety blogi kulinarne wypadają dość mizernie. Coraz częściej irytuje mnie, że jesteśmy postrzegani jako tania siła robocza. Firma prześle nam produkt i oczekuje, że my zachwyceni tym faktem, z radością poniesiemy koszty dodatkowych produktów przy realizacji potrawy, jak i z radością poświęcimy czas w przygotowaniu danego dania. A nie daj Boże wspomnijmy o jakimś wynagrodzeniu. Kontakt w większości przypadków się urywa. Żenada! Po prostu żenada i brak wychowania!

Co lepsze – ile jest takich firm, które oferują nam różne korzyści, zawracają nam głowę a potem po prostu się nie odzywają, gdy już się zgodzimy na ofertę współpracy? Nie wiem jak Wam ale w mojej kadencji zdarzyło się to kilka razy. Jak widać z szacunkiem do drugiej osoby takie firmy niewiele wspólnego mają….

Zapomniałam jeszcze dodać, że kiedy już nawiążemy współpracę i wydaje nam się, że jest ona zadawalająca dla dwóch stron, to firma zaczyna traktować nas jak żebraków, którzy z każdego kąska w paczce powinni ofiarodawcę całować po rękach.

Osobiście jestem tym zmęczona. I mam nadzieję, że w końcu coś się zmieni.

Oczywiście nie twierdzę, że każda firma zachowuje się tak, jak niektóre opisane wyżej. Są również te rzetelne, które dają promyk nadziei, że jesteśmy doceniani a nasza praca szanowana. I za to im dziękuję:)!

Chętnie poznam Wasze zdanie na ten temat.

Dodaj komentarz