Dzięki portalowi Uroda i zdrowie mogłam gościć w restauracji Angelo w Katowicach mieszczącej się przy ul. Sokolskiej 24. Dziś napiszę Wam o swoich wrażeniach. Do restauracji dotarłam po godzinie 17, w recepcji poinstruowali nas gdzie mamy się udać i zasiadłam ze swoją mamą przy małym stoliczku, chwilkę później pojawił się kelner. Podał kartę i zaproponował coś co picia.
Restauracja jest utrzymana w ciepłej kolorystyce, bardzo przytulna a jednocześnie elegancka.
Na nasz stolik dotarł starter od kucharza, który poczęstował nas tatarem z łososia w chipsie krewetkowym. Smaczny i efektowny kęs.
Następnie zamówiłyśmy przekąski. Trochę się naczekałyśmy, bo 30 minut ale smak potraw zrekompensował nam to oczekiwanie.
Pierwszą przekąską była wątróbka drobiowa flambirowana w brandy z koprem włoskim i orzeszkami pinii – cena 22 zł, po pierwszym kęsie wiedziałam, że jest to smak jaki lubię. Potrawa bardzo smaczna, ciekawe połączenie smaków, wyczuwalna brandy, wątróbka delikatna. Porcja, która zaspokoi pierwszy głód.
Kolejna przystawka to sałatka z grillowanych boczniaków z rukolą, warzywami julienne i sosem balsamicznym – cena 28 zł, pierwsze co spróbowałam i od razu się zakochałam to był sos do sałatki, po prostu cudowny, boczniaki połączone z suszonymi pomidorami z zalewy, co dodawało potrawie lekkiej pikanterii i kwaskowego smaku, udekorowane świeżymi ziołami tj. szałwią i rukolą.
Muszę przyznać, że obydwa dania były pyszne i sycące a dla nas był to dopiero początek…:)
Przyszedł czas na danie główne, na które czekałyśmy zaledwie 25 minut. Tym razem na stół trafił halibut pieczony w migdałach z musem selerowym z jabłkami i imbirem oraz marchewką – cena 55 zł, tym razem oczarował mnie mus selerowy, delikatny, lekko słodkawy w smaku. Ciekawa kompozycja smakowa – ryba, jabłko, mus selerowy. Jedyne moje zastrzeżenie to ryba, która mogłaby być bardziej chrupiąca, bo niestety rozlatywała się. Cena jak dla mnie nie adekwatna do porcji.
Kolejnym głównym daniem było tagliatelle w sosie duszonych porów i kurczakiem o truflowym aromacie – cena 29 zł, o tym daniu można napisać wiele ale na pewno trzy wyrazy go określają – idealne połączenie składników. Ja od siebie musiałam ciut doprawić tę potrawę by stała się ona bardziej wyrazista. Wyczuwalny smak oliwy z truflii. Na pewno wykonam tę potrawę w domu bo była pyszna.
Przyszedł czas na deser, wierzcie mi, czułam, że zaraz pęknę ale mając tak niepowtarzalną okazję by kosztować tyle przyjemności nie mogłam sobie odmówić kolejnego smakołyku;)
Na deser czekałyśmy tylko 10 minut. Tym razem kelner zaproponował nam specjalność restauracji czyli racuszki z zielonych jabłek z sosem waniliowym w duecie z konfiturą jagodową – cena 19 zł, na pewno kelner nas nie okłamał 🙂 racuszki takie jak u babci, chrupiące, delikatne, smaki ze sobą współgrały. Słodycz placuszków z kwaskowością konfitury jagodowej – obłędne połączenie!
Drugi deser to creme brulee – cena 17 zł, może to zaskakujące ale deser ten jadłam po raz pierwszy, nie miałam więc porównania czy jest lepszy czy może gorszy od tych co jadłam wczesniej, ale wiem jedno smakował mi. Słodki, idealny zapewne nie tylko na chandrę (zazwyczaj wtedy sięgam po słodycze), do tego delikatny, wyczuwalny smak wanilii.
A czy smakowało naprawdę? Zobaczcie sami…
Dziękuję za miłą obsługę, bo stwierdzam, że dość, że obsługa była sympatyczna do do tego profesjonalna, znająca menu i smaki potraw. Na wszystkie pytania kelner odpowiadał mi wyczerpująco, a gdy czegoś nie wiedział „w mgnieniu oka” uzupełniał swoją wiedzę.
I na koniec wspólna fotka:)