Słoneczny Brzeg przywitał Nas cudnym, gorący słonkiem. Jakże nam było tego brak w pochmurnej Polsce…
Sacjonowaliśmy w hotelu Flamingo, który polecam ze względu na umiejscowienie blisko centrum jak i plaży. Wykupione mieliśmy tylko śniadania z uwagi na moją chęć wypróbowania jak nawiększej ilości smaków w lokalnych knajpkach.
Spróbowaliśmy również smakołyków hotelowych kucharzy. I tak za 15 lewa od osoby mogliśmy się obżerać ile chcieliśmy, a czego tam nie było:) Kurczaki, makaron, sosy z warzywami, baranina, nugesy, frytki, ryby oraz różnego rodzaju ciasta i owoce. Była również i zupa. Można było pęknąć od takiej ilości jedzenia.
Gościliśmy również na „mieście”i tutaj zamieszczam kilka smakołyków. Niewiele tych zdjęć bo nie zawsze miałam ze sobą aparat, część zdjęć mają moi znajomi. Zamieszczę resztę gdy tylko je „przechwycę”:)
Bardzo prosta i smaczna potrawa w jednej z nadmorskich knajpek. Muszę przyznać, że się najadłam. Jedynie moją uwagą było to, że trochę mało było krewetek. A oto sama knajpka:) Miła prawda?
Kolejną potrawą, którą smakowałam była zawijana roladka z mięsa mielonego. Trochę mało przyprawiona. Taką samą opinię mam o rybach podawanych wraz ziemniakami czy frytkami. Sałatki niestety w zestawie z rybą nie uraczyłam.
Nie mam niestety zdjęcia ale pysznym daniem w półmisku była kawarma. Aromatyczny gulasz, cudownie przyprawiony. To typowa bługarska potrawa, która bardzo mi posmakowała. Ciekawym daniem były również podawane na podgrzewanych patelnich różnego rodzaju mięsa z warzywami. Poracja dla trzech osób – dwoje dorosłych i dziecko.
Natomiast moim ulubioną przekąską stały się kebaby z kurczakiem. Chyba nigdy nie zadłam takiej ilości w tak krótkim czasie:) a do tego zawijane z frytkami..?! Ciekawe połączenie;)
Niesamowitym przeżyciem był wieczór bługarski, na którym mieliśmy okazję skosztować dań typowych dla tego kraju.
Zaczęliśmy od sałatki szopskiej Jakże prostej bo składającej się tylko z rzech składników. Jednakże jednym najważniejszym czyli sera typowego dla Bługarii.
Następnie na stół trafiła zupa fasolowa. Przypominała mi w smaku naszą fasolkę po bretońsku bez kiełbasy.
Była i bakława, którą przyznam szczerze wyobrażałam sobie jako samą słodycz, niestety jak dla mnie była trochę bez smaku. Na sam koniec był szaszłyk z kurczaka, niestety nie posiadam zdjęcia.
Dla wszystkich smakoszy win – beczki lały się strumieniami do dzbanów pozostawionych na stołach. Ja delektowałam się oranżdą, którą (taką prawdziwą) nie piłam od czasu kiedy byłam dzieckiem.
Muszę przyznać, że troszkę więcej spodziewałam się po kuchnii bługarskiej ale wydaje mi się, że dania serwowane w knajpach bardziej natawione są na smaki gości z zagranicy niż na serwowanie lokanych pyszności. Jestem usatysfakcjonowana w 60% czyli nie jest źle:)
Nie wiem kiedy znów odwiedzę Bługarię ale nie ze względu na ich kuchnię czy krajobraz, który bądź co bądź mnie urzekł, ale na obcokrajwców, którzy tam przyjeżdzają. Jeżeli nie miałam wcześniej uprzedzeń do Rosjan to teraz napewno je mam! Cóż nie każdy rodzi się kulturalny czy też z wiekiem nabywa kulturę…